Z Martą Niewczas, odwołaną dziś z funkcji wiceprzewodniczącej Rady Miasta Rzeszowa, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21-05-2013
Marta Niewczas: Przyjmując propozycję pana prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego zdawałam sobie sprawę z ryzyka związanego z tą decyzją i z odpowiedzialności za nią. Także z tego, że mogę stracić funkcję wiceprzewodniczącej. Jednak z pełną świadomością poświęciłam to stanowisko dla pięknej idei, jaką jest Europa Plus. Zaufałam tzw. trzem muszkieterom: panom Kwaśniewskiemu, Siwcowi i Palikotowi. Wierzę w to, że w ciągu 1-1,5 roku stworzymy „dream team”, który nie tylko będzie miał dużo do powiedzenia w eurowyborach, ale także w najbliższych wyborach samorządowych.
TO MOŻE CIĘ ZAINTRESOWAĆ
Teraz zasili Pani szeregi klubu Rozwój Rzeszowa, związanego z prezydentem Ferencem.
Klub SLD powstał dwa miesiące przed wyborami do parlamentu, a ponieważ startowałam do Sejmu z listy Sojuszu, byłoby rzeczą nieelegancką nie wstąpić do tego klubu. Jednak cały czas byłam w drużynie prezydenckiej i tak naprawdę wstąpienie do klubu Rozwój Rzeszowa to tylko formalność. Cieszę się, że pan prezydent przyjął mnie z otwartymi ramionami, że rekomendował mnie do Europy Plus, dał mi „zielone światło” i jest dobrym patronem naszego ugrupowania w Rzeszowie i na Podkarpaciu.
Jak teraz będą układać się Pani relacje z kolegami z klubu SLD?
Do nikogo nie mam urazy. Takie są uroki demokracji, taka jest polityka. Decyzja o moim odwołaniu była konsekwencją mojej wcześniejszej decyzji, więc miałam czas, by się na nią przygotować. Przykre i smutne jest natomiast to, że polityka wzięła górę nad sprawami merytorycznymi, bo nie jest to odwołanie merytoryczne, lecz czysto polityczne. Ale, powtórzę, zyskałam ogromne doświadczenie. Wierzę, że zostanie ono wykorzystane w przyszłości i w dalszym ciągu będę ciężko pracować na rzecz miasta.
ZOBACZ TAKŻE
Myślę, że brak mojej osoby w prezydium nie będzie miał na to większego wpływu. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że teraz będę mogła więcej mówić, bo siedząc w prezydium pewnych rzeczy nie wypadało mi poruszać, nawet ze względu na dyplomację.Teraz będę miała szansę walczyć – być może trochę głośniej – o sprawy, które są mi bliskie. Czas pokaże. Dla mnie to nowa sytuacja. Smutne jest to, że nikt z radnych, którzy szli do urny, by głosować za moim odwołaniem, nie popatrzył mi prosto w oczy, tylko spuszczali wzrok. Czyli może nie do końca zgadzają się z tą sytuacją,ale polityka wymagała tego, by zagłosowali tak a nie inaczej. Takie sytuacje jak odwołanie z funkcji pokazują, kim są ludzie, którzy są wokół ciebie, kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem. To dobre sito. Rozmawiamy w trakcie sesji i – jak Pan widzi – pracuję, głosuję. Nic się nie zmienia.







































