REKLAMA
Automatycznie wyświetlimy artykuł za 10 sekund
Przejdź do artykułu
Reklama
Reklama
Z Wojciechem Materną, prezesem Stowarzyszenia Informatyka Podkarpacka, rozmawiają Anna Olech i Katarzyna Grzebyk
Dodano: 14-01-2015
Branża IT doskonale się rozwija od kilku lat – to widać również na Podkarpaciu. Ale czy wszystkie aspekty są tak pozytywne?
Niestety są i niekorzystne tendencje, które z zasmuceniem obserwujemy od kilku lat. To przede wszystkim brak wzrostu ilości ludzi chcących się zajmować informatyką. To dotyczy całej Polski, na Podkarpaciu również jest źle. Według statystyk w ciągu dziesięciu lat spadła o połowę liczba absolwentów kierunków informatycznych na Podkarpaciu. To tendencja niezrozumiała, wręcz szalona. W tej grupie tych, którzy zajmują się „czystym” programowanie, czyli są najcenniejsi dla branży IT, jest zaledwie kilka naście procent. W związku z tym ogólne tendencje są niekorzystne. W Unii Europejskiej średnio przypada 4,9 tysiąca informatyków na 1 milion mieszkańców. Najwięcej jest ich w Danii, około 10 tys. informatyków na milion mieszkańców. W Polsce niestety przypada zaledwie 3,9 tys. informatyków na milion mieszkańców. Jedyne co nas ratuje to to, że jesteśmy stosunkowo dużym krajem. W związku z tym 3,9 tysiąca informatyków na milion mieszkańców daje w sumie dosyć sporą liczbę. Ale to nie odzwierciedla zapotrzebowania, ponieważ ono wszędzie jest większe.
ZOBACZ TAKŻE
Reklama
A sam Rzeszów, z punktu widzenia ostatnich lat oraz posiadanego potencjału, jak jest postrzegany w branży?
W lipcu 2014 r. powstał raport Komisji Europejskiej badający miejsce branży ICT w każdym z regionów, których w UE jest ok. 1300. W tych badaniach brano pod uwagę m.in. ilość naukowców, ilość inwestycji, wzrost przychodów, wzrost zatrudnienia, ilość prowadzonych badań itd. W raporcie pokazano pierwsze 30 regionów w każdej z tych kategorii. W dwóch lub trzech kategoriach pokazała się Warszawa, jako jedna z 30 najbardziej rozwiniętych ośrodków informatycznych, głównie pod kątem liczby naukowców pracujących w branży IT. I to dość naturalne zjawisko, ponieważ Warszawa jako 2-milionowe miasto wręcz powinna się w takim rankingu znaleźć. Ale jedynym poza Warszawą regionem w Polsce, który pokazał się w tych pierwszych trzydziestkach, jest subregion rzeszowski. Miał np. drugie miejsce pod kątem wzrostu zatrudnienia w całej UE. Pierwsze miejsce zajęła Lizbona, drugie Rzeszów. I co ważne – to było badanie wieloletnie. Subregion Rzeszowski miał też bardzo wysokie miejsce w kategorii określającej wzrost przychodu z branży informatycznej. Znalazł się też w pierwszej 30 w zakresie inwestycji w branży informatycznej. Wiele osób o tym w ogóle nie wiedziało, a tymczasem my od dawna staramy się to pokazać. Ale nasza działalność jest trudna do pokazania, ponieważ to nie są fabryki. To nie jest specjalna strefa ekonomiczna, gdzie inwestor postawi halę, kupi maszyny, zatrudni kilkadziesiąt osób. A tymczasem firmy informatyczne zatrudniają dziesiątki, czasem setki ludzi, ale nie są one widoczne na rynku lokalnym.
Dlaczego, skoro, jak liczby pokazują, tak świetnie się rozwijają?
Reklama
Ponieważ większość tego, co robią sprzedają nie tu, firmom na miejscu, lecz eksportują. Firmy zrzeszone w Klastrze IT większość zleceń wykonuje poza Podkarpacie, często poza Polskę. Zresztą zazwyczaj pracownicy siedzą przy komputerach i tak wygląda ich praca. To nie jest medialne, bo nie jest to wielka hala produkcyjna. Ale efekty naszej współpracy w stowarzyszeniu są i wielu zaskakują.
Nasze firmy mają jakieś atuty, które mogą okazać się przewagą w konkurencji w świecie IT?
Przewagą Polski i, moim zdaniem, również Podkarpacia jest jakość. Stosunkowo łatwo pracuje się na rzecz podmiotów zagranicznych z kilku względów. Po pierwsze jesteśmy tańsi. Nie tak, jak kiedyś, ale mimo wszystko jesteśmy tańsi. Po drugie, jesteśmy bardziej uniwersalni. Jeżeli ktoś, jest programistą w Polsce i jest dobry w tym, co robi, to nie boi się niestandardowych rozwiązań. Bardzo często jest w stanie zrobić coś, co jest poza jego wąską działką, w której działa. W rozmowach z zagranicznymi kontrahentami tłumaczę, że z nami jest się łatwiej porozumieć niż np. z Hindusami, ponieważ podobnie myślimy, łączy nas wspólna kultura i tradycja świata zachodniego. Poza tym, podczas gdy Azjaci do rozwiązania jakiegoś problemu siadają w 100 osób, my to robimy w 10. I przeważnie robimy to szybciej i skuteczniej. I w tym jest największa siła tego, co od nas wychodzi. Jesteśmy bardziej kreatywni, lepiej zmotywowani, szybciej myślący. Dowodzą tego choćby wyniki konkursów informatycznych, w których polskie zespoły od lat są w ścisłej czołówce.
Reklama
KRAJ
ŚWIAT
Reklama
Rozwiń
