REKLAMA
Automatycznie wyświetlimy artykuł za 10 sekund
Przejdź do artykułu
Reklama
Reklama
fot. T. Poźniak
Większość obecnych podkarpackich liderów w samorządzie i administracji rządowej, jak również część liderów politycznych, to osoby spoza Rzeszowa. Czy to nie osłabia stolicy Podkarpacia? A może „geografia” przywódców nie jest najważniejsza?
Fakty mówią same za siebie. Oto mały przegląd. Władysław Ortyl, obecny marszałek województwa, pochodzi z Mielca. Jego poprzednik Mirosław Karapyta mieszka w Czerniawce, rodzinnej miejscowości żony w powiecie jarosławskim. Rodzinną miejscowością Zygmunta Cholewińskiego, marszałka w kadencji 2006-2010, jest Pysznica w pow. stalowowolskim. Śp. Leszek Deptuła (marszałek w latach 2002-2006) mieszkał w Wierzchowinach, w podmieleckiej gm. Wadowice Górne. Pierwszy marszałek woj. podkarpackiego – Bogdan Rzońca – jest z Jasła.
W obecnym zarządzie województwa z Rzeszowem związany jest jedynie wicemarszałek Jan Burek. Drugi wicemarszałek Lucjan Kuźniar jest związany z powiatem przeworskim, ma gospodarstwo rolne w miejscowości Gać. Członkowie zarządu też są spoza stolicy województwa: Tadeusz Pióro – z Sanoka, Bogdan Romaniuk – z Lipnicy w pow. kolbuszowskim.
ZOBACZ TAKŻE
Reklama
W poprzednim zarządzie, oprócz Karapyty i Kuźniara, zasiadali także Anna Kowalska – z Dynowa i Sławomir Miklicz – z Sanoka.
Pierwsi wojewodowie podkarpaccy: Zbigniew Sieczkoś, Zdzisław Siewierski, Jan Kurp byli związani z Rzeszowem. Jeszcze Ewa Draus ma korzenie podrzeszowskie – pochodzi z Kolbuszowej. Ale ich następcy już nie. Mirosław Karapyta – jak już wspomnieliśmy – z pow. jarosławskiego, a obecna wojewoda Małgorzata Chomycz-Śmigielska (wicewojewoda za Karapyty), pochodząca z Bieszczadów, mieszka obecnie w Chołowicach w podprzemyskiej gminie Krasiczyn.
Wśród wicewojewodów w ostatnich 8 latach również na próżno szukać rzeszowian. Obecna wicewojewoda – Alicja Wosik – jest związana z Sanokiem i Zagórzem (zanim trafiła do Urzędu Wojewódzkiego, była wiceburmistrzem tej podsanockiej miejscowości). Zastępcy Ewy Draus pochodzili z Przemyśla – jak Dariusz Iwaneczko i spod Strzyżowa – jak Robert Godek.
Trochę bardziej „rzeszowskocentrycznie” jest wśród liderów największych partii: z Rzeszowem związani są lider PSL – Jan Bury (mieszka w Słocinie) i SLD – Tomasz Kamiński. Ale już lider PO, poseł Zbigniew Rynasiewicz, pochodzi z Grodziska Dolnego w pow. leżajskim, a lider PiS w okręgu rzeszowskim, poseł Stanisław Ożóg – z Sokołowa Młp. (on sam woli mówić o Rzeszowie i jego pierścieniu). Podobnie jest z europosłami: Tomasz Poręba to mielczanin, a Elżbieta Łukacijewska mieszka w Cisnej w Bieszczadach.
– Nie uważam to za dobre, że większość liderów pochodzi spoza Rzeszowa – przyznaje poseł Tomasz Kamiński, szef SLD w województwie, podkreślając, że Rzeszów jako stolica Podkarpacia powinien decydować o sile i potencjale tego regionu. – W SLD przyjęliśmy zasadę, że powinni oni pochodzić z Rzeszowa – podkreśla Kamiński.
Reklama
Dodaje, że jest to ważne także z tego powodu, iż każdy polityk będzie zabiegał głównie o interesy elektoratu w jego okręgu wyborczym. Przekonuje, że w poprzedniej kadencji samorządu (2006-2010) były problemy z niektórymi rzeszowskimi inwestycjami – np. stadionem miejskim czy Podkarpackim Centrum Lekkoatletycznym na obiektach Resovii. – Spotkałem się wtedy z głosami, że nie wszystkie te inwestycje trzeba kierować do Rzeszowa. A ja jestem zwolennikiem skumulowania pieniędzy na kilka dużych inwestycji, które będą decydować o sile województwa na lata - podkreśla.
Poseł Stanisław Ożóg, lider PiS w okręgu rzeszowskim, proponuje, by – zamiast na „geografię” liderów – zwrócić uwagę na wielkość środków finansowych, które zostały skierowane do Rzeszowa z RPO 2007-2013. – Ktoś musiałby być bardzo złośliwy, żeby mówić, iż Rzeszów jest tu pokrzywdzony. Nic podobnego nie ma miejsca – uważa Ożóg i jako przykłady podaje lotnisko, inwestycje na uczelniach i takie, których beneficjentem był samorząd Rzeszowa i podrzeszowskie samorządy, podkreślając, że spotkał się nawet z głosami, że do Rzeszowa idzie zbyt dużo pieniędzy z RPO.
Zdaniem dr. Bartłomieja Biskupa, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, „rozkład geograficzny” politycznych liderów ma znaczenie, bowiem wiadomo, że każdy z nich będzie bardziej pilnował interesów elektoratu w swoim subregionie, co jest skądinąd zrozumiałe, bo politycy muszą dbać o poparcie w kolejnych wyborach. Zdaniem politologa, nie da się tu narzucić sztywnych ram, ale warto upowszechniać dobry obyczaj, że np. w takim gremium jak zarząd województwa reprezentowane są – także poprzez „rozkład geograficzny” – różne grupy interesów.
Reklama
Reklama
KRAJ
ŚWIAT
Reklama
Rozwiń
