REKLAMA
Automatycznie wyświetlimy artykuł za 10 sekund
Przejdź do artykułu
Reklama
Reklama
Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 15-11-2013
Elżbieta Łukacijewska i Krystyna Skowrońska. Fot. T. Poźniak
Jak się dowiedzieliśmy, nie jest wykluczone, że w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy PO wystartuje posłanka Krystyna Skowrońska. Czy to oznacza, że dojdzie do „siostrobójczej” rywalizacji z obecną europosłanką Elżbietą Łukacijewską? – Decyzji o starcie jeszcze nie podjęłam. Dałam sobie czas do końca grudnia. Jest to także kwestia, jak ten pomysł oceni moje środowisko – komentuje Krystyna Skowrońska. – Nie mam nic przeciwko temu, by pani poseł Skowrońska kandydowała do europarlamentu – zapewnia Elżbieta Łukacijewska.
Kampania wyborcza przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego jeszcze się nie rozpoczęła. Choć np. dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, uważa, że billboardy z Elżbietą Łukacijewską, które można było w ostatnim czasie zobaczyć w Rzeszowie (i pewnie nie tylko), miały związek z wyborami i że europosłanka, mało widoczna w ostatnich latach w polityce krajowej i regionalnej, postanowiła przypomnieć się w ten sposób wyborcom. A będzie to jej potrzebne, bo wiele na to wskazuje, że w wyborach do PE przyjdzie jej się zmierzyć z nie lada rywalką z tej samej listy – posłanką Krystyną Skowrońską.
ZOBACZ TAKŻE
Reklama
Priorytet: mocną listą zawalczyć o mandat
Sprawa jest o tyle ciekawa, że według wszelakich wyliczeń – i zgadzają się z tym obie posłanki – Platforma na Podkarpaciu może liczyć co najwyżej na jeden mandat, o który jeszcze trzeba będzie mocno powalczyć (spotkałem się nawet z głosami, że jeżeli Podkarpaciu przypadną tylko, tak jak w tej kadencji, dwa mandaty, to i ten jeden dla PO jest niepewny). I Krystyna Skowrońska, i Elżbieta Łukacijewska są zgodne, że aby ten jeden mandat przypadł Platformie, musi ona wystawić mocną listę, na którą padnie dużo głosów. A lista z obiema paniami, które w polityce na poziomie parlamentu krajowego bądź europejskiego nie są nowicjuszkami (funkcjonują w niej od 2001 r.), będzie niewątpliwie mocna. Europosłanka nie wyklucza nawet, że – aby jeszcze bardziej wzmocnić listę - posłów PO może być na niej jeszcze więcej. Nie po to, by wszyscy weszli (bo to niemożliwe), lecz by ściągnęli jak najwięcej głosów na listę.
Problem polega na tym, że przy takim układzie sił i takim kształcie ordynacji wyborczej do europarlamentu, jak obecnie, przy więcej niż jednym mocnym kandydacie trudno będzie uniknąć rywalizacji w ramach listy. I że największym rywalem będzie nie kontrkandydat z innej listy, lecz kolega (a w tym przypadku koleżanka) z tej samej. Elżbieta Łukacijewska przyznaje, że to prawda. – Ordynacja wyborcza powoduje, że konkurentem dla PO nie jest PiS, bo mamy jednak różne elektoraty, tylko konkurujemy wewnątrz partii – komentuje europosłanka.
Krystyna Skowrońska zapewnia, że najważniejszym celem – zarówno jej, jak i partii - jest to, by Platforma zdobyła na Podkarpaciu mandat, bez względu na to, komu on przypadnie. – To jest najważniejszy argument, który może zadecydować o moim starcie – podkreśla posłanka. Do tego, że Skowrońska rzeczywiście wystartuje, nie jest przekonany dr Paweł Kuca. – Przed ostatnimi wyborami do europarlamentu też spekulowano na temat jej startu i nic z tego nie wyszło – przypomina politolog. Ale dodaje, że gdyby się okazało, iż obie panie wystartują w wyborach, świadczyłoby to o tym, że PO „jest bardzo podzielona na dole”. – Gdyby się okazało, że Krystyna Skowrońska wystartuje, i to jeszcze z pierwszego miejsca, byłby to ewidentny dowód na osłabienie pozycji Elżbiety Łukacijewskiej albo na konflikty wewnątrz podkarpackiej Platformy – uważa Kuca.
Reklama
Kto będzie liderem listy
Tym bardziej, że – zdaniem politologa - Elżbieta Łukacijewska, po kadencji spędzonej w europarlamencie, wydaje się być naturalnym liderem listy. Krystyna Skowrońska, zapytana o to, obrusza się: - Jeżeli jest naturalny kandydat na lidera, to czy to oznacza, że nikt inny nie powinien startować? Pani poseł Łukacijewska sama mandatu nie zdobędzie, na wynik pracuje cała lista – dodaje. I powtarza, że jej zdaniem, najważniejsze jest to, by Platforma wystawiła mocną listę i zdobyła mandat. – Startującym w wyborach powinna przyświecać myśl, że jest to wspólny start, a w przypadku zdobycia dużej liczby głosów – wspólny sukces. Bez względu na to, kto zdobędzie mandat. Powinny wystartować mocne osobowości, które nie powinny walczyć pomiędzy sobą, tylko przekonywać ludzi do oddania głosu na naszą listę. Inaczej nie mamy szans. A kwestia, czy będę liderem listy, czy nie, jest dla mnie sprawą drugorzędną – zapewnia Skowrońska.
Elżbieta Łukacijewska wydaje się nie być pewna tego, że zostanie liderką listy. – Doświadczenie nauczyło mnie, że w polityce nie ma nic pewnego – twierdzi europosłanka. Przypomina sytuację z wyborów w 2009 r., kiedy władze centralne narzuciły podkarpackiej Platformie lidera listy – Mariana Krzaklewskiego. Podkreśla, że o obsadzie „jedynki” na liście decyduje szef partii, którego decyzję zatwierdza Zarząd Krajowy, więc dopóki to się nie stanie, wszystko jest możliwe.
Ostatecznie to wyborcy decydują
Czy ewentualne zderzenie na liście posłanki Skowrońskiej i europosłanki Łukacijewskiej, które niedawno zostały wybrane na funkcje wiceprzewodniczących podkarpackiej Platformy, świadczy o podziałach wewnątrz Platformy? Krystyna Skowrońska zapewnia, że w partii na Podkarpaciu nie ma żadnego konfliktu wewnętrznego. – Nie są ważne zaszczyty. Dla mnie najważniejsze jest to, co możemy zrobić dla każdego obywatela i dla Podkarpacia – zapewnia. I dodaje: - Gdziekolwiek bym była, pokazuję, że dla mnie liczy się walka fair.
Reklama
Również Łukacijewska oficjalnie nie widzi problemu. – Zdrowa rywalizacja nikomu nie zaszkodziła – zapewnia. I dodaje: - Podchodzę do tego spokojnie. Nie mam nic przeciwko temu, by pani poseł Skowrońska kandydowała do europarlamentu – przekonuje.
Sytuacja obu pań po przyszłorocznych wyborach nie byłaby jednak porównywalna. Krystyna Skowrońska, w przypadku porażki, spokojnie dokończyłaby przez kolejny rok kadencję w Sejmie (wybory do parlamentu krajowego odbędą się w 2015 r.). Elżbieta Łukacijewska w przypadku porażki zostałaby bez zajęcia. – Nie spędza mi to snu z powiek – zapewnia europosłanka. – Dla polityka nigdy nie jest to przyjemne, gdy przegrywa wybory, ale są przecież inne możliwości: samorząd, sejmik wojewódzki, Sejm. Ostatnie wybory do europarlamentu nauczyły mnie, że ostatecznie to wyborcy decydują.
Reklama
KRAJ
ŚWIAT
Reklama
Rozwiń
