O sobie:
Dziennikarka od zawsze - jednodniówki z okazji Dnia Matki publikowała już jako kilkulatka, a jako 13-latka doczekała się druku w ?Płomyku?. Przez 16 lat dziennikarz i redaktor rzeszowskich ?Nowin?, a obecnie magazynu VIP Biznes&Styl oraz portalu biznesistyl.pl. Nieustannie zakochana w książkach i zadziwiona światem. Człowiek wrażliwy na słowo, który nie lubi akcentów na przedostatniej sylabie czasowników w 1. osobie liczby mnogiej, dlatego coraz rzadziej ogląda telewizję. Chyba, że akurat leci tam jakiś dobry film.
O blogu:
Noosfera nie ma nic wspólnego z Nosferatu. Choć i on w niej siedzi. Oznacza sferę działalności ludzkiego rozumu, rodzaj globalnej świadomości, utrwalonego przekazu kulturowego, który współtworzą i z którego czerpią kolejne pokolenia. Z noosfery biorą się nowe idee, wynalazki, dzieła sztuki. Słowo wymyślił w XX wieku filozof - Pierre Teilhard de Chardin. I to zanim powstał Internet. W tej sferze myśli krążą i moje. Tu się nimi dzielę.
Jedna jadalnia więcej dla pana na Zamku Książ
Dodano: 06-09-2016
Zobaczyć jeden z trzech najokazalszych zamków w Polsce po prostu wypada. Byłeś na Wawelu i w Malborku, to teraz czas na Zamek Książ. Wbity w skałę na obrzeżach Wałbrzycha imponuje dumnymi wieżami i murem, którego część pamięta jeszcze swojego budowniczego księcia Bolka I Surowego – ambitnego, ale i dobrego gospodarza oraz stratega.
Ambicja nie opuszczała kolejnych władców zamku, z najwybitniejszym, jak się wydaje, przedostatnim jego panem – księciem Janem Henrykiem XI. Władał on także on odziedziczonymi po ojcu dobrami w Pszczynie. Owe dobra pszczyńskie to było 40 tys. ha gruntów, 6 kopalni węgla kamiennego i liczne browary, z tyskim na czele. Tak, tak – to jego podobizna widnieje na etykiecie piwa Książęcego. Do tego dochodziły zasoby wałbrzyskie, obejmujące m.in. 10 tys. ha ziem i 3 kopalnie węgla kamiennego. Summa summarum, był to jeden z największych w owych czasach majątków w Niemczech. Gospodarzący zaś nim książę z etykiety dzisiejszego piwa słynął z mądrości i jako pierwszy wprowadził w swoich przedsiębiorstwach rodzaj ubezpieczenia społecznego, które stało się pierwowzorem niemieckich kas chorych. Społeczne zasługi pana były tak wielkie, że w wieku 50. lat otrzymał od cesarza tytuł herzoga, czyli diuka – godność niedziedziczną, a będącą dowodem wielkiego uznania.
I może dobrze, że niedziedziczną, bo syn księcia Jana Henryka XI – także Jan Henryk, tyle, że z numerem XV - książę von Pless (od dóbr pszczyńskich) i hrabia von Hochberg, roztropnością ojca nie grzeszył. Mimo najlepszej edukacji i to ekonomicznej – przejęty w 1907 roku majątek złożony z owych licznych kopalń, browarów i ziem, jakoś tak roztrwonił. Nie całkiem, jasna sprawa, bo resztę to skonfiskowali naziści w zemście za syna walczącego w II wojnie światowej po brytyjskiej stronie.
Zamek w Książu właściciele z rozmachem rozbudowywali. Okazale uczynił to właśnie rozrzutny Jan Henryk XV, dokładając m.in. nowe skrzydło. Jakoś tak nikomu ten zastany budynek do końca nie pasował. A to brakło jadalni, jak ta wspomniana na wstępie – jeszcze jedno pomieszczenie wśród czterystu – a to w skale pod zamkiem trzeba było wyryć korytarze, żeby zapewnić drogę ucieczki Hitlerowi – kiedy zamek był szykowany na jedną z kwater przywódcy nazistowskich Niemiec. Kuty przez więźniów szyb dla windy i schodów (bo pomyślano o każdej wersji ewakuacji) zwiedzać można dziś z przewodnikiem i niejeden turysta przy okazji pyta o inne tunele i złote pociągi.
Myślący nad bogactwem rodu podróżny, w pewnym momencie staje też przed obrazem zdobiącym jeden z korytarzy i spotyka wzrok słynnej księżnej Daisy (żony tego rozrzutnego). Na jej szyi pysznią się nieziemsko długie perły – dar męża. Za które w innych już czasach niż te, kiedy malowano jej portrety, próbowała kupić życie syna u gestapo. Ani one, ani jedna jadalnia więcej nad dawnym dziedzińcem, szczęścia Hochbergom nie przyniosły. I jak tu nie współczuć milionerom?
























