O sobie:
Miłośnik coca coli, żelków, Umberto Eco, world music, tatuaży i gapienia się na świat. Właściciel kawałka Beskidu Niskiego, starego samochodu, kilku rowerów i jednookiego kota.
O blogu:
Obserwuję z ciągłą fascynacją i naiwnym zaskoczeniem codzienne życie. Każdego dnia znajduję coś czym warto się podzielić. Czasem obraz, czasem kilka zdań... zaskakująco mądrych albo tak głupich, że trudno powstrzymać śmiech. Teraz będę się dzielić z Wami. Kiedy zaś "wpadnę" na fajną płytę, książkę, pomysł... to się podzielę. Trochę doprawionej sarkazmem ironii też nam dobrze zrobi.
Przed północą z dala od centrum jest tak cicho.
Dodano: 22-05-2013
- Pan, podejdzie na chwilę, no niech pan podejdzie, proszę, bardzo proszę
Nie lubię takich sytuacji mimo tego podchodzę. Stara zmęczona kobieta w liliowej podomce, boso. Nic tylko zadźga mnie pilnikiem do paznokci.
- Niech pan ze mną idzie. Mam chorego w domu. Ciężko chorego. Spadł mi z łóżka. Podnieść nie mogę sama, niech mi pomoże. Proszę.
Pomysł, żeby wezwać pogotowie raczej słaby …bo niby dlaczego, stukać do sąsiadów, uciec …wszystko na nic. Idę za nią. W domu nieprzyjemny zaduch, na rozciągniętych w przedpokoju sznurkach wiszą sprane, szare prześcieradła. Wszystkie ściany białe, oświetlone słabymi żarówkami, ruski kryształowy zegar zatrzymał się na 19.43. Ciekawe, którego roku. W ramkach spłowiałe zdjęcia. Przez uchylone drzwi widzę pokój. Oświetlony tak, że bolą oczy. Na podłodze przy wygniecionym tapczanie leży mężczyzna. Właściwie nie leży tylko siedzi oparty o łóżko. Szary, spłowiały, wyblakły. Kiedyś potężny chłop. Ma wielkie, piękne oczy, patrzy ze wstydem i strachem. Nie odzywa się nie odpowiada. Zupełnie nie wiem jak się za to zabrać. Chwytam go pod pachy i wlekę do góry, jest ciężki, taki nieporęczny. Nic nie mówi tylko pojękuje. Udało się. Rzucam go na tapczan twarzą do poduszki, teraz jeszcze tylko odwrócić na plecy. Patrzy na mnie wściekły. Kobieta przykrywa go. To jej syn. Przykrywa syna i wychodzi ze mną.
- Herbatę niech pan wypije. Zrobię. Zaparzę.
-Muszę zrobić mu zastrzyk – mówi kobieta i wychodzi.
Dopijam herbatę. Staję w uchylonych drzwiach. Ona siedzi plecami do mnie na niskim stołeczku i gładzi jego ramię, modli się szeptem. On patrzy wielkimi oczami w moja stronę, ze złością, wstydem i zniecierpliwieniem. Mam już sobie iść. Mam już wypieprzać! Gaszę światło i cicho zamykam za sobą drzwi na korytarz. Jeszcze dwanaście stopni i jestem na ulicy. Wiosna. Niech to wszystko szlag trafi!























