O sobie:
Miłośnik coca coli, żelków, Umberto Eco, world music, tatuaży i gapienia się na świat. Właściciel kawałka Beskidu Niskiego, starego samochodu, kilku rowerów i jednookiego kota.
O blogu:
Obserwuję z ciągłą fascynacją i naiwnym zaskoczeniem codzienne życie. Każdego dnia znajduję coś czym warto się podzielić. Czasem obraz, czasem kilka zdań... zaskakująco mądrych albo tak głupich, że trudno powstrzymać śmiech. Teraz będę się dzielić z Wami. Kiedy zaś "wpadnę" na fajną płytę, książkę, pomysł... to się podzielę. Trochę doprawionej sarkazmem ironii też nam dobrze zrobi.
Grażdanin Djepardje na balu w stylu PRL z okazji Roku Gierka.
Dodano: 08-01-2013
Dawno, dawno temu Burżuje uciekali przed Czerwonymi do Paryża. Niespełna sto lat później Burżuje uciekają przed Czerwonymi do Moskwy. Nie wiem czy Lenin to przewidział.
Żeby nie było, że jestem rusofobem oświadczam iż moja pierwsza, prawdziwa narzeczona miała na imię Masza i była córka ruskiego oficera stacjonującego w NRD. Było gorące lato w górach Hartz a ona szeptała pocjełuj mienia. Wobec powyższego faktu także i ja bywam czasem komunistą jak tatuś grażdanina Djepardje, pan Dede. Rację miał Marek Hłasko pisząc w Pięknych Dwudziestoletnich, że: „łatwo być komunistą, kiedy sowieckie czołgi nie rozjechały paryskiego bruku”. Być a co dopiero - czasem bywać.
Przed kilkoma laty nagrałem wywiad z Wiktorem Jerofiejewem, rosyjskim dysydentem, pisarzem i filozofem. Zapytałem go o rosyjską demokrację. Jerofiejew zmarszczył brew i zasmucony nieco odpowiedział; „Prawie całą młodość spędziłem w Paryżu, całą tą rewolucje lat 60-tych miałem tam przed oczami. Doskonale wiem co to demokracja, ale przyjacielu nie mam pojęcia czym jest demokracja dla byłego pułkownika KGB. Widocznie Jerofiejew co innego widział niż grażdanin Djepardje. Turlam się ze śmiechu kiedy francuski burżuj opowiada o tatusiu „czasem komuniście” i ucieka przed lewicowym premierem do kraju Lenina. Na marginesie, 75 procent podatku to raczej zemsta na bogatych niż rozsądna ekonomiczna propozycja.
A może grażdanin Djepardje dałby się zaprosić na obchody Roku Gierka. Gdyby się poznali z Gierkiem to pewnie by się polubili. Gierek lubił artystów. Djepardje pewnie polubiłby Gierka, takiego udomowionego komunistę z upodobaniem do burżuazyjnego stylu życia. Mnie też się Gierek podobał. Za Gierka Ewka miała piękne rude warkocze, za Gierka lody u Barana kosztowały piątkę a gałki były dwa razy większe niż dzisiaj. Za Gierka, kiedy było ciepło pan Demko wytaczał na ulice saturator, za Gierka zatrzymaliśmy Anglię, za Gierka strzeliłem bramę na 2:1 ze znienawidzoną Szarotką, za Gierka pojechałem na Węgry, za Gierka było tyle pomarańczy, że dostawałem wysypki z nadmiaru. No, ale za chwilę, niestety zabrakło węgla w piekarni i chleb dowozili z Baligrodu, godzinami się na niego czekało. Potem cukier był na kartki i nauczyciele chodzili z biało-czerwonymi opaskami. I pomarańcze były tylko po trzy, no chyba że dla Zbowidowców, to wtedy po sześć. I jakoś tak poszarzało. Za Gierka. I nie było jak filmach Barei. Było ponuro i do dupy. No właśnie, a propos dupy. Czy na balach w stylu PRL w WC zamiast papieru toaletowego wisi pocięta na równiutkie kawałki prasa codzienna?























