O sobie:
Na co dzień i od święta zarządza instytucją kultury w gminie Czarna k. Łańcuta, matka chrzestna wielu inicjatyw społecznych i kulturalnych. Najlepiej myśli się jej z ołówkiem w ręce. Kocha gęstą zabudowę wielkich miast i ich nocne życie, choć od lat mieszka na wsi.
O blogu:
o własnych doświadczeniach związanych z tworzeniem marki miejsca w podkarpackiej małej miejscowości i o podglądaniu w świecie jak to zrobili inni. O gorących, twórczych dyskusjach z przyjaciółmi, podczas których rodzą się dobre rzeczy. O prowadzeniu domu pełnego ludzi i o tym dlaczego czasem należy być egoistką! A także o rowerze, pływaniu i nieustającej tęsknocie za ciepłymi oceanami.
I co ja robię tu...
Dodano: 20-11-2012
Niedziela. Późne popołudnie. Właśnie wróciłam z maratonu po lesie z psem i dwojgiem moich dzieci. Z tymi, które akurat udało mi się szantażem wyciągnąć na świeże powietrze. Pies cały spieniony, ale szczęśliwy, ja wreszcie bez zadyszki (!) i też szczęśliwa, dzieci - bez emocji.
-Take it easy, mamo- mawia moja prawie dorosła córka zza ekranu komputera, gdy tłumaczę, że słońce na dworze i przyroda wzywa- Kto normalny spaceruje w tych czasach po lesie … No tak, ale trochę głupio, gdy matka pracuje nad formą, a dzieci w domu zamawiają pizzę. Więc przyznaję, że usiłuję namówić je na wspólny rower, basen czy cokolwiek innego dla czystości własnego sumienia. Niestety nie ma w pobliżu Rzeszowa aquaparku, który mógłby konkurować u dzieci z komputerem czy pizzą w jesienny wieczór.
No dobrze… Wypełniłam obowiązek wobec dzieci i psa, więc i ja, jak inni, mogę zasiąść do laptopa.
A więc, ten blog.. Blog, na który zgodziłam się bez wahania, a dopiero później zaczęłam mieć, i mam do tej pory, mnóstwo wątpliwości. Na przykład takich, kto będzie go czytał??. No, ale nie zawracajmy sobie tym na razie głowy. Skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B!
.-Tylko ani słowa o mnie- zastrzegł od razu jeden z moich trzech synów, gdy tylko dowiedział się o tej propozycji. – Nie, no coś ty, przecież nie będę pisać o sobie – odrzekłam z przekonaniem i rzeczywiście wtedy tak myślałam. – Mamo, wszyscy blogerzy uwielbiają pisać o sobie, po to to robią- odparł mój syn.
Może więc kilka słów o tym, po co to robię. Otóż zdarza się w moim życiu wiele rzeczy, zwykłych i niezwykłych, którymi, tak mi się wydaje, warto się podzielić. Myślę, że trochę łatwiej jest komentować to, co robią inni, niż komentować to, co się robi samemu. A ja właśnie jestem praktykiem, więc siłą rzeczy będę dużo pisać o swojej pracy.
Zawsze uparcie wszystkim znajomym powtarzam, że nie jestem żadną działaczką, społecznicą a tym bardziej pasjonatką. Robię po prostu to, co do mnie należy. Ale w skrytości ducha, a teraz otwarcie, muszę się przyznać; to nie prawda. Jako dziecko tworzyłam teatry, które wystawiałam na ulicach, nadawałam nazwy drogom w Medyni i urządzałam koncerty nad stawem. Teraz pasjonuje mnie np. tworzenie lokalnego produktu turystycznego w nieturystycznym miejscu; bez morza i gór, za to z piękną ceramiką. Sprawia mi niezwykłą radość obserwowanie jak zmieniają się ludzie, którzy przezwyciężyli marazm w swoim życiu (wywołany np. utratą pracy), dzięki uczestnictwu w lokalnych inicjatywach. Cieszy mnie ogromnie gdy w listopadową noc ciemną mieszkańcy niedużych miejscowości spotykają się na wernisażu i spacerują z lampką wina, rozmawiając o sztuce albo stoją w długiej kolejce przed premierą kolejnego spektaklu tutejszego teatru dramatycznego.
Często jednak, zwłaszcza kiedy zostaję usadzona na jakimś zebraniu, którego cel jest mi zupełnie obcy, zastanawiam się: co ja tu w ogóle robię. I nie daj Bóg, żeby na niebie za oknem przemknął po błękicie samolot, wtedy mogę już myśleć tylko o koralowych głębiach i sinych dalekich horyzontach…
No to tyle jak na pierwszy raz, myślę, że wiecie mniej więcej z kim macie do czynienia, postaram się następnym razem pisać o konkretach.























