O sobie:
Na co dzień i od święta zarządza instytucją kultury w gminie Czarna k. Łańcuta, matka chrzestna wielu inicjatyw społecznych i kulturalnych. Najlepiej myśli się jej z ołówkiem w ręce. Kocha gęstą zabudowę wielkich miast i ich nocne życie, choć od lat mieszka na wsi.
O blogu:
o własnych doświadczeniach związanych z tworzeniem marki miejsca w podkarpackiej małej miejscowości i o podglądaniu w świecie jak to zrobili inni. O gorących, twórczych dyskusjach z przyjaciółmi, podczas których rodzą się dobre rzeczy. O prowadzeniu domu pełnego ludzi i o tym dlaczego czasem należy być egoistką! A także o rowerze, pływaniu i nieustającej tęsknocie za ciepłymi oceanami.
Dorwać typa
Dodano: 01-10-2013
Ludzie nie lubią być upominani, strasznie ich to wkurza i wywołuje niekiedy agresję. Na przykład ja, kiedy usłyszę za swoim autem klakson zniecierpliwionego kierowcy (rzadko, ale się zdarzyło), mam od razu w naturalnym odruchu potrzebę pokazania mu, jak bardzo mnie to obchodzi. Jednak nigdy tego nie zrobiłam, bo mam zazwyczaj zasuniętą szybę, a gdybym ją najpierw musiała otworzyć, to nie byłby to już odruch tylko premedytacja, prawda?
A poza tym, jestem przecież osobą kulturalną… Ale właśnie o upominaniu chciałam dziś kilka słów napisać i to o upominaniu w dziedzinie ekologii…
Kiedyś zmuszona byłam zatrąbić wściekle za jadącym przede mną kierowcą samochodu, który wyrzucił przez okno reklamówkę śmieci. Pan się zdenerwował i natychmiast pokazał mi znaczący gest. Był to z pewnością odruch naturalny, bo pan miał odsunięta szybę, dopiero co wyrzucał przecież śmieci.
-Och gdybym cię tak dorwała…- pomyślałam z żalem, bo nie zdążyłam zapamiętać jego numerów.
Ostatnio biegałam trochę poboczem ruchliwej drogi wojewódzkiej wiodącej na długim odcinku przez las. Nieczęsto to czynię, ale jesień, wbrew powszechnej o niej opinii, działa na mnie zawsze bardziej mobilizująco. Gdy tak sobie biegłam, moją uwagę przyciągnęły porozsiewane wzdłuż rowu śmieci.
A dopiero co pisałam o zmieniającej się świadomości życia ludzi na wsi, jakości życia i takie tam…
Z trudem łapałam oddech, więc postanowiłam zająć czymś myśli, np. tym co ludzie wyrzucają do przydrożnych rowów. I wiecie co? Nie odkryłam wprawdzie Ameryki, ale zaskoczyła mnie ta oczywista oczywistość. Otóż na odcinku dwóch kilometrów leżały wyłącznie butelki po gazowanych, słodkich i kolorowych wodach.
Wierzcie mi, specjalnie wypatrywałam śladów po mineralnej i nic! Poza tym mnóstwo puszek po piwie, tu i ówdzie flaszka po wódce, opakowania po papierosach i chipsach.
Co to oznacza? Od razu wyłonił się przed moimi oczami zatruwający wszystkim życie typ! Ze swoimi nawykami żywieniowymi i nałogami.
Być może za rzadko był upominany przez rodziców, sąsiadów czy kolegów, a sam jakoś nie zauważył że w tej epoce takie praktyki są obciachowe i passe! No bo co takiego złego zrobił? Zabił kogoś? Komuś coś ukradł?
-Och, jakbym dorwała…- myślę znów z żalem, że nie mam okazji z nim „porozmawiać” i mój poziom irytacji coraz bardziej wzrasta, ale za to żwawiej biegnę.
Długa droga przed nami (mam na myśli naszą świadomość ekologiczną, nie jogging ).
Jeżeli tak to jeszcze teraz wygląda, to trochę potrwa zanim ten typ naszych współziomków zmieni swoje myślenie i zanim zacznie mu być po prostu wstyd! Na razie pozostają odgórne zakazy, często trudne do wyegzekwowania i ewentualnie reakcje innych ludzi. Mniej lub bardziej delikatne.























