O sobie:
redaktor naczelna magazynu VIP Biznes&Styl, dziennikarka i publicystka od 14 lat związana z mediami. Zakochana w górach ( jak można mieszkać na nizinach!), entuzjastka Podkarpacia (to naprawdę piękny region z potencjałem), która od zawsze marzy o zamieszkaniu na Podhalu albo chociaż na Pogórzu Strzyżowskim (te widoki za oknem! bezcenne!), a ciągle mieszka w Rzeszowie.
O blogu:
Blog o wszystkim, co nadaje życiu smak. O polityce, która jest fascynująca, a zwykle irytuje. O odkrywaniu świata daleko i blisko. O ludziach, którzy mnie fascynują, inspirują i leczą z lenistwa. O wszystkim co ważne, czyli w równym stopniu o kryzysie ekonomicznym, kłótniach politycznych, nowych torebkach, magii biegania, czytania gazet i nigdy ani słowa o gotowaniu.
Ten nasz Rzeszów
Dodano: 11-02-2013
Trend jest nieodwracalny, ponad połowa ludności na świecie żyje już w miastach, w kolejnych dekadach będzie ich aż 70 procent. Nie przypuszczam, by Rzeszów z miasta średniej, albo nawet mniejszej wielkości stał się nagle metropolią, ale i nasze miasto będzie się coraz bardziej rozrastać, zmieniać, zaludniać i …przytłaczać mieszkańców.
Dyskusję o tym, jak zarządzać miastem, kto jest lepszym, lub gorszym prezydentem, jak pracują miejscy radni, mogłabym tu ciągnąć całymi tygodniami. Nie o to chodzi. Warto się jednak czasem zastanowić, w jakim kierunku w najbliższej dekadzie zmierzał będzie Rzeszów, jakie inwestycje są i będą w nim realizowane, w końcu jak w tym mieście żyje się samym mieszkańcom: zmotoryzowanym, pieszym i tym pomykającym na rowerach. Takie myśli bulgoczą mi w głowie od kilku tygodni, od czasu wielogodzinnej dyskusję z dr. hab. Janem Malczewskim z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który na co dzień zajmuje się historią urbanistyki i planowaniem przestrzennym. Coraz więcej miast w Polsce, także Rzeszów „usychają”. Mówiąc kawę na ławę, coraz mniej jest w nich parków, placów, rynków, zamkniętych uliczek tętniących życiem, rozmową, ludźmi. W centrum na dobre rozgościły się banki i galerie handlowe, bo już prawie wymarli wariaci, którzy na miejsca dedykowane kulturze, skłonni są wynajmować w centrum miasta lokale za kosmiczne czynsze. Oczywiście, w kapitalizmie wynik finansowy, inwestor decydują o … prawie wszystkim, ale czy w dłuższej perspektywie czasowej nie stanie się to pułapką? Czy miasto zamiast rozwijać się poprzez swoich mieszkańców, dla których zostało stworzone, stanie się dla nich więzieniem, gdzie przeklęta bezsilność wykończy samych obywateli?
Ostatnio długo zastanawiałam się nad fontanną multimedialną, która za ponad 3 mln powstaje przed Letnim Pałacem Lubomirskich. I zgadzam się Antkiem Adamskim, który pukając się w czoło pyta, po co nam gadżet, który przez większą część roku nie jest w stanie skupić wokół siebie ludzi, bo ci nie będą wystawali pod chmurką, gdy zimno i mokro, a taki niestety klimat panuje w naszej szerokości geograficznej. Czy nie można było w tym miejscu, w genialnej lokalizacji zbudować sensownego pawilonu, jaki już istniał tam 300 lat temu, gdzie ludzie przez cały rok mogliby posiedzieć, obejrzeć wernisaże, napić się herbaty z całego świata. Najemca na pewno by się znalazł, a rzeszowianie mieliby genialne, w nawiązaniu do historii, miejsce spotkań i spacerów.
Takich wątpliwości mam więcej i nie żebym się czepiała od razu okrągłej kładki, która jest ładna, oryginalna, turystom na pewno się spodoba i na pewno będzie charakterystyczna dla Rzeszowa, tylko na Boga, ta kładka powinna się znaleźć na rondzie Dmowskiego, gdzie jest ogromny ruch pieszy i samochodowy, a nie nad skrzyżowaniem al. Piłsudskiego z ul. Grunwaldzką, gdzie sporadycznie ktoś przemknie, a zwykła kładka byłaby tam w sam raz.
Czy ktoś wie, jak czują się rzeszowianie, gdy chodząc po swoim mieście przepychają się między samochodami zaparkowanymi dosłownie wszędzie, na murku, chodniku, zielonym skwerku, prawie na schodach przy wejściu do kamienicy? Na moją głowę lecą już gromy kierowców, ale trudno. Płatne strefy parkowania byłaby cywilizowanym rozwiązaniem, ale lepiej udawać, że problemu nie ma. Czasem się zastanawiam, jak ludzie załatwiają sprawy w wydziałach Urzędu Miasta np. przy ul. Kopernika i Okrzei, a są tam m.in.: wydziały geodezji, architektury, spraw obywatelskich, czyli krótko mówiąc miejsca, gdzie na okrągło kręci się tłum obywateli. Sama ostatnio odkryłam, że samochód zostawiając na płatnym parkingu w galerii nieopodal ratusza, przechodząc przez zabudowę plombową na Moniuszki, wychodzę prawie na opisywane budynki z wydziałami Urzędu Miasta i pod niebiosa wychwalam Boga, że w tej okolicy w ogóle jest płatny parking. Bo z całym szacunkiem dla włodarzy Rzeszowa, korzystanie z parkingu przy Hali na Podpromiu brzmi dla mnie jak kpina, zwłaszcza z wysokości samochodów służbowych, które parkują wszędzie, nie bacząc na żadne znaki.
























