O sobie:
redaktor naczelna magazynu VIP Biznes&Styl, dziennikarka i publicystka od 14 lat związana z mediami. Zakochana w górach ( jak można mieszkać na nizinach!), entuzjastka Podkarpacia (to naprawdę piękny region z potencjałem), która od zawsze marzy o zamieszkaniu na Podhalu albo chociaż na Pogórzu Strzyżowskim (te widoki za oknem! bezcenne!), a ciągle mieszka w Rzeszowie.
O blogu:
Blog o wszystkim, co nadaje życiu smak. O polityce, która jest fascynująca, a zwykle irytuje. O odkrywaniu świata daleko i blisko. O ludziach, którzy mnie fascynują, inspirują i leczą z lenistwa. O wszystkim co ważne, czyli w równym stopniu o kryzysie ekonomicznym, kłótniach politycznych, nowych torebkach, magii biegania, czytania gazet i nigdy ani słowa o gotowaniu.
Safona z Raby Wyżnej na zimowe wieczory
Dodano: 05-12-2012
No i jest. Powolutku, niespiesznie, ale zima przyszła. W poniedziałek zobaczyłam przyprószony świat dookoła i od razu pomyślałam o Bożym Narodzeniu. Chociaż nie, pierwsze pomyślałam o Wandzi Czubernatowej, która jak nikt inny kojarzy mi się ze świętami, a właściwie ze światem, który powoli odchodzi w zapomnienie. Samo spotkanie z Wandzią Czubernatową, zwaną „Tiśnerowo muzą” miało przezabawną otoczkę. Otóż jakiś czas temu umówiliśmy się z nią w jej domu w Rabie Wyżnej, gdzie Wanda Czubernatowa od zawsze mieszka, gospodarzy, pisze wiersze, dyskutuje i uproszona, od czasu do czasu spotyka się z dziennikarzami. Ja w swoim roztargnieniu umówiłam się z Wandzią na wczesne popołudnie, będąc święcie przekonaną, że przecież Raba to co najwyżej godzina jazdy samochodem z Rzeszowa. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, prawie do Zakopanego, bo Raba Wyżna jest ledwie 40 kilometrów oddalona od królestwa górali i do domu Wandzi wkroczyliśmy nie o godz. 17, ale o 20, to Wandzia mało trupem nie padła. „… - Paniusiu, to jo rozumie się spóźnić godzinę, ale nie trzy…” No i co ja miałam odpowiedzieć, na kolana prawie padłam i dalejże tłumaczyć, że się zagapiłam, że to moja wina. Wandzia w końcu machnęła ręką, do domu nas wpuściła, w cieple usadziła, w kuchni błyskawicznie uwinęła się przy herbacie i kluskach, a jak rozsiadła się w niewielkim pokoiku to i przed godz. 23. nie chciała nas jeszcze wypuścić do Rzeszowa. Zresztą nikomu nie było spieszno, Wandzia to istna czarodziejka. Tamto spotkanie ciągle pamiętam jako jedno z najpiękniejszych, najbardziej serdecznych w moim życiu, a Wandzię Czubernatową jako góralkę niewymiarową tak ciałem, jak i duchem. Poetka przez wiele lat korespondowała z ks. prof. Józefem Tischnerem, a z tych rozmów powstała wspólna książka „Wieści ze słuchanicy”. Czubernatowa zwana Tiśnerową muzą znała ks. prof. od dziecka i to Tischner namawiał ją do pisania, często cytując jej wiersze na wielu swoich wykładach. Zachwycał się, że z góralki istny Husserl, a może nawet Ingarden. Gdy wydał „Filozofię po góralsku”, Wanda skarżyła się, że wśród tatrzańskich filozofów nie ma żadnej kobiety. Ale Tischner był uparty i tłumaczył, „babów nie było filozofami” i … zrobił z niej Safonę z Raby Wyżnej. I tak Czubernatowa od lat pozostaje; Poetką najlepszą wśród kucharek. I kucharką najlepszą wśród poetek. Może dlatego, że jak sama mówi, w jej rondelkach, bywało, że brudnych za uszami, wciąż smażyły się wierszyki.
Wandzia Czubernatowa w długiej z nami rozmowie wspominała Boże Narodzenie ze swojej powojennej, chudej młodości. Jak było ciężko, ale jednocześnie cudownie. Jak od Św. Mikołaja robiło się ozdoby na choinkę, szyszki złociło, chodziło po lesie i wypatrywało drzewka, które potem stawało w domu na święta. - ….Z biegiem lat klimat Bożego Narodzenia tak jakoś nam „uciekł”. Zrobiło sie za dobrze, za bogato, za syto. Już sie człowiek tak nie cieszy, że będzie pachniało, że mama jakiś makowiec upiecze z resztki mąki, a potem w kościele będzie tak pieknie pachniało…! Boskim zapachem, można powiedzieć. W domu przed pasterką już było napieczone i ten zapach szedł z człowiekiem do kościoła, a tam odświętność sie mieszała. Teraz wszystko robi się jakoś tak szybko, „po łebkach”, w ostatnich dniach… Wszystko jakoś tak przelatuje. Dawniej pod koniec listopada piekło sie już pierniki na choinkę, teraz wszystko gotowe w sklepach – żadnej uciechy – opowiada Wandzia Czubernatowa. No właśnie, żadnej uciechy. Więc dla uciech znajdźmy może w grudniu kilka chwil, by poczytać wierszyki Wandy Czubernatowej, także przezabawne „Erotyki spod motyki”. Wtedy wszystko za oknem zda się nam piękniejsze, zwłaszcza że właśnie pięknie przyprószone.


























